Wiedźmin
– Sezon burz, recenzja
Po
ukończeniu wiedźmińskiej sagi Andrzej Sapkowski przez długi czas
zapierał się, że już nie będzie wracał do świata białowłosego
zabójcy potworów, że nie powstaną nowe opowiadania bądź
powieści o wiedźminie Geralcie z Rivii. Wielu fanów, pomimo
licznych zachęt i próśb pod adresem pana Andrzeja, już pewnie
dawno straciło nadzieję, że autor kiedykolwiek powróci do tematu
a jednak, nastąpiła (voilà)
niespodzianka! Bodaj pod koniec 2012 r. pojawiły się plotki i
pogłoski a potem już oficjalne informacje o planowanym powrocie
Geralta na łamach nowej powieści. Książka była w zasadzie
skazana na sukces. Nawet jeśli historia sama w sobie okazałaby się
literackim niewypałem, to popularność postaci stworzonej przez
Sapkowskiego, zbudowana zarówno dzięki jego własnej twórczości
jak i udanym grom komputerowym ze studia CD Project Red, napędziłaby
znacząco sprzedaż (przynajmniej na początku). Co z tego wyszło?
Zacznijmy, tradycyjnie, od krótkiego streszczenia fabuły...
Otóż
wiedźmin Geralt dociera do nadmorskiego miasta Kerack i niemal
natychmiast zostaje aresztowany za rzekome przestępstwa w postaci
malwersacji i kradzieży. Co prawda dosyć szybko udaje mu się
odzyskać wolność, bo ktoś wpłaca za niego kaucję, jednak w
ramach całej tej kabały traci swoje nieodłączne miecze, zarówno
ten stalowy, na ludzi, jak i srebrny (podobno magiczny) na potwory...
Białowłosy czuje się bez nich zdecydowanie nieswojo i oczywiście,
jak zwykle wbrew swojej woli, zostaje wplątany w wielkoskalowe
intrygi a konkretnie dwie. Jedną na tle dynastycznym, związaną z
panowaniem sędziwego króla Belohuna, a drugą dotyczącą
czarodziejów z zamku Rissberg, ich eksperymentów naukowych i
produktów tychże. Akcja jednak nie rozgrywa się tylko w Kerack i
na Rissbergu, dość zaskakująco przeskakuje bowiem między kilkoma
różnymi krainami. I tak wiedźmin odwiedza jeszcze między innymi
obszar graniczny pomiędzy Temerią a Redanią a także szlak
żeglugowy do Novigradu. Pojawiają się także bardzo ciekawe wątki
poboczne jak na przykład znaczący przecież epizod o Lisicy - Aguarze porywającej elfie dzieci i i
zagubionym na wspomnianym rzecznym szlaku slupie pewnego kupca.
Drugim w zasadzie trudnym do zinterpretowania wątkiem pobocznym jest
też ten z Nimue i jej podróżą do szkoły czarodziejek, kiedy to, sama nie wiedząc czy na jawie czy we śnie spotyka ona na swej drodze wiedźmina.
Wracając
jednak do samego Geralta, to u jego boku, jak zwykle pojawia się też
poeta Julian, szerzej znany jako Jaskier, jak zwykle nie wiadomo czy
będący bardziej kulą u nogi wiedźmina czy jednak raczej lojalnym
i użytecznym towarzyszem. Właściwie, jak zwykle, Jaskier jest i
jednym i drugim – na zmianę. W powieści pojawia się też sporo
innych postaci znanych czytelnikowi ze starszych przygód wiedźmina,
jak czarodziejka Yennefer czy adeptka (przynajmniej w tej opowieści,
gdyż później stała się przecież arcymistrzynią magii) Nimue.
Pojawia się jednak także galeria postaci zupełnie nowych, można
by rzec „zupełnie z innej bajki”. Najważniejszą z nich jest
chyba piękna i uwodzicielska czarodziejka Lytta Neyd, zwana Koral,
która najpierw wpędza wiedźmina w niemałe kłopoty, które doprowadzają go do wspomnianej już utraty mieczy, a potem
wpuszcza go do swojego łoża i wdaje się z nim w romans. Oprócz
niej jest też i cała rzesza innych malowniczych postaci jak chociażby psychopatyczny i groźny czarodziej Sorel Degerlund, młoda i
tajemnicza czarodziejka-dwimvendra Tiziana Frevi, wiedźmin z cechu kota –
Brehen, czy ostatnia,
lecz nie najmniej ważna persona – asystentka Lytty Neyd - Mozaik.
Kiedy
nabyłem książką, nie wiedziałem właściwie czego tak naprawdę
się spodziewać? Intencjonalnie nie czytałem wcześniej żadnych
streszczeń ani recenzji. Przewidywałem potencjalną możliwość, że
Sapkowski będzie nawiązywał do świata wykreowanego w grach CD
Projekt Red, tak się jednak nie stało. Opowieść „ojca” wiedźmina
pozostała niezależna. Przez długi czas podczas lektury miałem też
trudności z umiejscowieniem czasowym tej historii. Autor
umiejętnie maskuje to przed czytelnikiem, przemycając jedynie pewne
wzmianki, które mogą być odpowiednio zinterpretowane dzięki
znajomości wiedźmińskich opowiadań oraz sagi. Właściwie dopiero
dzięki pojawieniu się na kartach opowieści informacji o kancelarii Kodringera i Fenna
uświadomiłem sobie, że wydarzenia z „Sezonu burz” rozgrywają
się na pewno przed wydarzeniami z samej sagi, gdzie wspomniana kancelaria
spłonęła a jej właściciele zginęli. Ostateczne potwierdzenie,
że „Sezon” jest prequelem pojawia się jednak dopiero podczas spotkania
Geralta, niemal pod koniec książki, ze wspomnianym wiedźminem renegatem - Brehenem. To
bardzo ciekawy zabieg, autor sprytnie utrzymuje tym sposobem
czytelnika w niepewności co do umiejscowienia opowieści w
chronologii wydarzeń z życia Geralta. Pomimo tego, że „Sezon
burz” osadzony jest na osi czasu gdzieś pomiędzy
opowiadaniami "Ostatnie życzenie" (wiedźmin zna już bowiem Yennefer) a tym o tytule "Wiedźmin" (na ostatnich stronach "Sezonu" dowiaduje
się o zleceniu na odczarowanie strzygi-królewny, Addy). Warto też powiedzieć, że niezależnie od tego, czy już czytaliście wiedźmińskie opowiadania i sagę, „Sezon burz” warto przeczytać tak, jak książka ta została wydana - jako ostatnią
opowieść na "liście" aby
wyłapać pewne nawiązania do historii powstałych wcześniej.
Słyszałem
różne opinie: że nowy wiedźmin jest naiwnym rębajłą, że
książka jest niespójna fabularnie, że akcja przeskakuje z miejsca
na miejsce bez ładu i składu. W końcu, że wielka burza która w
finale niemal niszczy Kerack przychodząc znikąd jest absurdalna.
Mnie jednak książka zdecydowanie się podobała. Miło i szybko się ją
czytało, w mojej opinii to dobra i ciekawa lektura. Nowa wiedźmińska powieść
dosyć płynnie została wkomponowana w całość "macierzystego" uniwersum.
Sapkowski dość umiejętnie unika sztampy, wielokrotnie zaskakuje rozwiązaniami
scenariuszowymi. Ciekawym pomysłem jest też
sama kwestia pozbawienia wiedźmina jego nieodłącznych ostrzy i
postawienie pytania: czym tak naprawdę jest wiedźmin bez swoich
mieczy?
Myślę, że dobrym zabiegiem było również potraktowanie
samej powieści jako prequela wiedźmińskiej sagi. Pozwoliło to
uniknąć ewentualnych konfliktów i niespójności np. względem tego, co wymyślili ludzie z
CD projekt Red (jeśli opowieść miała by się rozgrywać po sadze).
Sapkowski nie traci pisarskiego „pazura”. W 2013 czytałem (w
końcu!) Trylogię Husycką w której autor pokazał klasę
literacką, sprawnie prowadząc intrygę i opisując pół-magiczne
rozgrywające się we wczesnym średniowieczu przygody młodego Reinmara von Bielau, podróżującego po Dolnym Śląsku i Czechach. Zarówno
tam jak i tutaj, w „Sezonie”, przy okazji przygód „starego
dobrego” wiedźmina autor kunsztownie kreśli wizję uniwersum i
zawiłe intrygi. To się po prostu dobrze czyta. "Sapkowski nie
potrafi nudzić" (jak to kiedyś stwierdził bodaj Maciej Parowski) i chwała mu za to. Osobiście bardzo się cieszę,
że Geralt powrócił wraz z nową opowieścią. W moim odczuciu
historia ta jest dziełem przemyślanym i dopracowanym. Nie jest to
skok na kasę ani odcinanie kuponów od dawnej popularności.