Scenki
z życia osiedla - recenzja
Wiadomość
o planach wydawnictwa Kurc mówiących o wypuszczeniu na rynek w maju 2017
recenzowanego w poniższym tekście albumu była dla mnie miłym zaskoczeniem. Choć Philippe 'Caza' Cazamayou jest na rynkach
frankofońskich postacią znaną, rysownikiem zaliczanym dziś do
klasyków i mistrzów komiksu, w Polsce przez lata jego powieści graficzne pozostawały jednak właściwie nieznane. Pojawiły się co prawdę epizodyczne
wystąpienia próbek jego twórczości w komiksowych periodykach (np.
magazynie „Komiksmania”). Jednak aż do tej pory nigdy nie został
wydany na naszym rynku jakikolwiek album tego artysty! Osobiście po
raz pierwszy spotkałem się z twórczością Philippe'a Cazamayou
dawno temu, pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy to obejrzałem
francuską animację SF pt. "Gandahar", do której to
produkcji projekty graficzne stworzył właśnie Caza. Jakąś dekadę
potem, kiedy świat zaczął stawać się „mniejszy” dzięki
Internetowi, poznałem też komiksową twórczość tego autora i,
przyznaję, do dnia dzisiejszego artysta ten pozostaje jednym z moich
ulubionych rysowników... Skoro więc nadarzyła się okazja
recenzowania w rodzimym języku pierwszego albumu tego autora nie wymagało ode mnie dużego wysiłku aby się zmobilizować i
napisać ten tekst, to przyszło samo, wręcz spontanicznie...
Zacznijmy
od tego, że w skład omawianego tutaj tomu zbiorczego wchodzą
opowieści które pierwotnie zostały wydane w ramach trzech
oddzielnych albumów: "Scènes de la vie de banlieue"
(Sceny z życia przedmieść, lub osiedli jak zostało to
przetłumaczone w wydaniu polskim), "Accroche-toi au balai!"
(Trzymaj się miotły!) i "L'Hachélème que j'aime"
(Hachélème, które kocham). Okładka polskiego wydania zbiorczego została zaczerpnięta właśnie z tego ostatniego albumu. Nadmienię tylko, że jeszcze wcześniej
(w latach 1972 - 78) epizody wchodzące w skład „scenek” były
publikowane we francuskich periodykach komiksowych (głównie w
„Pilote”). Wspólnym mianownikiem wszystkich epizodów jest
postać głównego bohatera. Mamy tu do czynienia z podobnym zabiegiem jak w przypadku niektórych komiksów
Moebiusa, gdzie protagonistą opowieści staje się alter ego samego
autora - młody artysta rysownik o bujnej brodzie i rozwianych
włosach. Głównym bohaterem negatywnym natomiast (choć postać ta
nie jest obecna we wszystkich epizodach) jest niejaki Marcel
Miquelon. Zrzędliwy, łysiejący jegomość z wydatnym brzuszkiem i wąsem
a'la Hitler, niezmiennie stukający miotłą w sufit (lub podłogę)
gdy tylko cisza nocna zostanie naruszona przez niesfornych sąsiadów
- a tak naprawdę jednego z nich - rysunkowe alter ego Philippe'a
Cazamayou. W kolejnych epizodach pojawia się też cała menażeria
mniej lub bardziej fantastycznych postaci, jak chociażby zdziczała
limuzyna, zastępy bezimiennych, wyglądających jak roboty
pracowników metra, potwór powstały w masie odpadków, gdzieś na
dnie blokowego zsypu a nawet piraci (których rysunkowy Philippe jest
hersztem).
Czas rozpocząć abordaż kolejnej, bezbronnej, podmiejskiej willi! |
To
nie jest kolejna mniej lub bardziej sztampowa opowieść fabularna o wyprawie w celu ratowania świata,
lecz raczej zbiór poetycznych opowiadań, w których autor przedstawia, banalną zdawałoby się, rzeczywistość życia sąsiedzkiego i społecznego. Tak na prawdę, niejako w krzywym zwierciadle, piętnuje absurdy, lęki i śmieszności
codziennej ludzkiej egzystencji. Z drugiej strony wszystkie te
opowieści przyjmują formę onirycznych wizji, w których to co
możliwe stapia się w jedną całość z tym co zupełnie fantastyczne.
Ogólnie rzecz biorąc mamy tu do czynienia z posuniętym do granic
absurdu piętnowaniem pewnych mieszczańsko-kołtuńskich stereotypów
o sąsiadach zakłócającym innym ciszę nocną, czy też (z drugiej
strony) stukającymi miotłą w sufit w celu napomnienia niesfornych
współlokatorów z bloku. Mamy też krytykę trybu życia
mieszczaństwa, życia polegającego na pogoni za konsumpcją. Autor w jednym
z epizodów przedstawia wręcz mieszczuchów z klasy średniej jako
ludzkie zombie, które nie mogą się obejść bez prądu i bez
ukochanej telewizji - bowiem kiedy te, wydawałoby się należące
im się zawsze rzeczy znikają, mieszczuchy-zobmie nie wiedzą co ze
sobą zrobić, gdzie się podziać i dopiero wtedy opuszczają swoje
betonowe jaskinie, przełamując rutynę towarzyszącą im każdego
dnia (praca, dom, telewizja). Opowieści zawarte w tym albumie nie tworzą jednej, spójnej całości, są raczej etiudami, których wspólnym
mianownikiem jest krytyka przytoczonych wyżej przywar społecznych i ludzkich.
Poziom absurdalnego (choć niezwykle celnego w swej krytyce) humoru przywodzi mi osobiście na myśl tzw. „pythoneskę” czyli humor
obecny w twórczości brytyjskich komików z grupy Monty Pythona. W
epizodycznych opowieściach Cazy widać też nawiązania,
zaczerpnięcia i fascynacje francuską poezją muzyką lat 70. XXw.,
a nawet Biblią (motyw Arki) czy twórczością francuskich autorów
SF (J.P. Andrevon, R. Laloux, J. Le Fell).
Cisza nocna to rzecz święta! |
Uwagę
zwraca też strona graficzna albumu. Układy poszczególnych plansz,
wychodzenie akcji poza kadry, przemieszanie akcji z narracją.
Poszczególne opowieści różnią się między sobą, lecz nie na
tyle, żeby na pierwszy rzut okiem nie można było stwierdzić, że
są to prace tego samego artysty. Zarówno pod względem stylu
graficznego, rozmieszczenia kadrów jak i sposobu prowadzenia
narracji poszczególne epizody są bowiem do siebie w jakimś stopniu
podobne. Wspomniana narracja zazwyczaj w głównej mierze sprowadza
się do pierwszoosobowych, opisowych monologów snutych przez
głównego bohatera opowieści. Specyficzna, łatwo rozpoznawalna
jest też kreska Cazy i „fakturowanie” za pomocą kresek i kropek
(podobne nieco do stylu Moebiusa - ale tylko miejscami). Do tego
dochodzi pewna specyficzna dla tego grafika paleta kolorystyczna, czasami
ciemna i posępna, a czasami pastelowa, wręcz bajkowa (czy może bardziej pasowałoby tu określenie "cukierkowa").
Dobrze widać ten kontrast np. porównując początek i
koniec epizodu „Planeta trwogi”. Jest też kilka opowieści które
zdecydowanie wyróżniają się na tle reszty kompozycją kadrów (i
całych plansz), a także po prostu techniką tworzenia. Są to przede
wszystkim epizody: „Metropolitan opera”, wspomniana już „Planeta
trwogi”, „Czarna Willa” oraz „Żywe trupy”.
Jedna z plansz epizodu "Planeta trwogi". |
Jeśli
chodzi o stronę stricte techniczną tomu (tj. omawianego tu
polskiego wydania) to bardzo cieszy twarda okładka, świetna jakość
papieru i druku. Ten album nie jest jakimś wyjątkiem po prostu
dzisiejsze standardy poligraficzne są doprawdy wyśmienite. „Scenki
z życia osiedla” to lektura raczej dla dorosłego czytelnika. I
nie chodzi tu o epatowani (gdzieniegdzie) nagością, czy
pojawiającymi się stworami niczym z horrorów. Rzecz jest raczej w
odpowiednim odbiorze, interpretacji i docenieniu kunsztu autora na
polu nie tyle graficznym, co narracyjnym, satyrycznym. Caza okazuje się bowiem bardzo dobrym obserwatora
zastanej mieszczańskiej rzeczywistości. Pozostaje mieć nadzieję, że
album „Scenki z życia osiedla” nie będzie przypadkiem
odosobnionym i wkrótce doczekamy się kolejnych albumów (chętnie
zbiorczych) autorstwa Cazy jak chociażby "L'áge d'ombre"
(Era cienia) czy "Le Monde d'Arkadi" (Świat Arkadiego), czego i sobie i pozostałym czytelnikom serdecznie życzę.
Potwór z bagien...przepraszam, ze zsypu! |
Scenarzysta:
Philippe Caza Cazamayou
Ilustrator:
Philippe Caza Cazamayou
Kolory:
Philippe Caza Cazamayou, Scarlet Smulkowski
Format
wydania: 240x320
Oprawa:
twarda
Papier:
kredowy
Druk:
kolor
Liczba
stron 176
Wydawnictwo:
Kurc, 2017