niedziela, 30 kwietnia 2023

Żegnaj Aaricio - prawdziwa podróż sentymentalna, czy tylko coś w stylu "what if?" ?

    Zdarzyło mi się już kilkukrotnie narzekać na tym blogu na jakość merytoryczną opowieści o perypetiach familii Aegirssonów, które pozostają takimi - miałkimi fabularnie - co najmniej od dekady. Nie zmienia to jednak faktu, że po raz kolejny - trochę z sentymentu, trochę z ciekawości - sięgnałem po dostępną od niedawna nowość, w postaci tomu odpryskowego od serii głównej (ang. spin-off), pt. "Żegnaj Aaricio". Album ten jest jednocześnie pierwszym - a więc spodziewane są kolejne - z nowego cyklu, zatytułowanego "Thorgal Saga" w ramach którego różni autorzy (zapewne głównie z rynków frankofońskich) będą przedstawiać swoje wariacje na temat przygód Thorgala Agirssona a być może także innych postaci uprzednio pojawiajacych się w komiksach o przydach Wikinga z Gwiazd oraz bliskich mu osób.


Okładka polskiego wydania omawianego albumu. Wyd. Egmont 2023r.

   Tak więc autorem pierwszego tomu, otwierajacego "Sagę" jest Robin Recht. Kolorami natomiast zajął się Gaetan Georges. Przyznam, że o tym rysowniku (tj. Rechcie) - będącym jak się okazuje jednocześnie bardzo często również scenarzystą swoich dzieł - nigdy wcześniej nie słyszałem. Pospiesznie musiałem zerknąć na niezawodny, w kontekście informacji o komiksach frankofońskich, portal bedetheque. Na tej podstawie nie jest to autor którego można by uznać za klasyka, ale jest dość znanym autorem na rynkach frankofońskich. Warto by również na początku rzec, że ten album w pewien sposób pęta ręce scenarzystom kolejnych tomów sagi o rodzinie Aegirssonów, które na pewno ujrzą światło dzienne. Mam tutaj na myśli zarówno albumy z serii macierzystej, jak i cyklu "Thorgal saga". Otóż pęta w tym sensie, że mamy tu naszkicowaną przyszłość, w której Thorgal i Aaricia dożywają oboje późnej starości. Tak więc żadne z nich nie powinno umrzeć przez wiele kolejnych odcinków opowieści o Aegirssonach. Ponadto został tu już przestawiony fakt, na którym przecież zasadza się cała fabuła tejże opowieści, że to Aaricia umrze jako pierwsza. Pozostaje oczywiście pytanie, czy wydarzenia przedstawione w tym albumie należy uznać za "kanoniczne", czy jest to raczej coś w stylu "what if?" (dosł. "a co jesli?") opowieści popularnych w uniwersach super-bohaterskich, a przedstawiających alternatyne scenariusze rowoju pewnych wydarzeń z życiorysu jakichś postaci - zazwyczaj dobrze znanych protagonistów lub antagonistów.


Wąż tradycyjnie kusi, kłamie i namawia...

    Jeśli chodzi o fabułę, to należy szczerze zaznaczyć, że prezentowane tu wydarzrnia, mają niezwykle smutną wymowę. Oto około 70-letni Thorgal, sterany życiem, dogłębnie przeżywający stratę najważniejszej osoby w jego życiu, ukuchanej żony, jest dodatkowo torturowany przez swojego odwiecznego wroga, węża Nithogga, który w momencie największej rozpaczy mami Wikinga z Gwiazd wizją ponownego ujżenia swojej ukochanej, w dobrym zdrowiu i do tego młodej. Kluczem do całej sprawy ma być artefakt który pojawił się wcześniej zaledwie w jednym tomie przygód Thorgala a jest to mianowicie pierścien Uroborosa, dzięki któremu można podróżować w czasie. I tak oto, ponownie  (który to już raz?),Thorgal nawet w ostatnich latach życia, opłakując swoją największa stratę nie może zaznać spokoju, prześladowany przez los i nadprzyrodzone lub boskie istoty, ku uciesze czytelników. 

    W opowieści odnajuemy mnóstwo znajomych jak i zupełnie nowych - niekiedy wręcz alternatywnych - bohaterów jak i wrogów Thorgala, oraz wiele artefaktów, które miały bardzo duże, czasami wręcz kluczowe znaczenie dla przygód Wikinga z Gwiazd w albumach które od dwana znamy. Są to na przykład "Łzy Tjahziego" - niezwykłe, przeroczyste jak woda perły które bogini Frigga wsunęła w zaciśniete piąstki rodzącej się, małej Aaricii. Jest też wspominany już pierścien czasu, dzięki któremu Thorgal trafia do swojej przeszłości. Jednak jak się wkrótce okazuje, jest to przeszłość alternatywna, w której co prawda spotyka około dwunastoletnią wersję samego siebie, odwiedza rodzinną wioskę, której królem nadal jest Gandalf Szalony - ojciec Aaricii. Jednak jak w starym powiedzeniu "im dalej w las, tym więcej drzew". Bowiem im bardziej Thorgal angażuje się w zastane wydarzenia - uprowadzenie kilkuletniej Aaricii, wyprawa ratunkowa itd. tym bardziej okazuje się, że nie jest to ta przeszłość którą pamieta i tak na prawdę nie ma powrotu ani do własnej młodości ani do życia z jego ukochaną księżniczką Wikingów. 70-letnia wersja Thorgala stwierdza w pewnym momencie, że ten nastoletni młokos którego spotyka w tej nowej, alternatywnej wersji przeszłości, nie jest nim samym i ten drugi, młody Thorgal, powinien żyć własnym życiem, pójść swoją własną ścieżką - z dużym prawdopodobieństwem bez pięknej Aaricii jako swojej życiowej partnerki. Finalnie cała ta przygoda okazuje się dla Thorgala, jak to częściowo zostało naświetlone wcześniej, jedną wielką płapką Węża Nithogga, w którą Thorgal wpada, używając pierścienia Uroborosa, na swoją może nie zgubę ale zdecydowanie wielką udrękę.


Kadr o którym jest mowa w poniższym akapicie, przedstawiający retrospekcje z albumu "Gwiezdne dziecko".

    Jeśli chodzi o warstwę graficzną, to już na wstępe uwagę zwarca metaliczny kolor liter logotypu. Na obrazkach na ekranie tego nie widać, ale ma ona miedziany, metaliczny kolor. Kreska Rechta dość dobrze naśladuje styl Rosińskiego, zachowując jednak swój charakter. Niektóre kadry są nawet dość zastanawiające. Mam tu na przykład na myśli obrazek na którym niecny wąż Nidhogg przedstawia dwa "przebłyski" z przeszłości Thorgala na których widzimy kilkuletniego wówczas chłopca, wraz z towarzyszącym mu krasnoludem, Tjahzim, podczas ich wyprawy w poszukiwaniu "metalu który nie istniał". W drugiej, znajdąjęcej się w tej samej ramce retrospekcji, widzimy natomiast biginię Frigg, pochylającą się nad leżącym na ziemi Thorgalem, który został śmiertelnie ugodzony przez miecz dzierżony przez jeden z ogonów węża Nidhoga, kiedy bogini przywraca mu życie, ponieważ "jego czas jeszcze nie nadszedł". Otóż mogę się mylić, ale mam wrażenie, że obydwa te fragmenty zostały po prostu skopiowane przez Rechta wprost z albumu "Gwiezdne dziecko" w któym pojawiły się te właśnie wydarzenia. W przeciwnym razie - jeśli artysta sam je przerysował, wzorujac się jedynnie na kadrach stworzonych przez Grzegorza Rosińskiego - uznać należy, że Recht odznacza się nadzwyczaj precyzyjnym warsztatem i zdolnościami odtwórczymi. Aby podsumować ten akapit dodam tylko jeszcze, iż w mojej ocenie styl Rechta jest bardziej czytelny i ciekawszy, niż obecne w serii macierzystej od kilku albumów prace Frederica Vignaux'a. Ponadto moim faworytem jeśli chodzi o oddanie ducha serii, szczegółowość  i "urodę" kadrów pozostaje niezmiennie Roman Surzenko.


Alternatywna okładka tomu z wydania francuskiego. Być może tak właśnie będzie wyglądło polskie wydanie w twardej oprawie.

    Dość niespodziewanym zbiegiem jest wydanie tego albumu w miękkiej i twardej oprawie w dużym odstepie czasowym. O ile bowiem ta pierwsza wersja ukazuje się właśnie teraz (kwiecień 2023r.), to bardziej "ekskluzywne" wydanie - z twardą  okładką - będzie dostępne dopiero za kilka miesięcy... Czy zabieg ten wynika z trudności logistycznych - np. dostępności materiałów poligraficznych - czy jest to raczej zabieg marketingowy - powiedzmy w celu zwiększenia zainteresowania/sprzedaży - tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Chwała jednak Egmontowi, że po raz kolejny - z małym poślizgiem względem rynków frankofońskich (tam bowiem opowieść "Żegnaj Aaricio" ukazała się pod koniec stycznia 2023r.) - dzięki ich umowom licencyjnym także i na półkach naszych rodzimych sklepów zagościł omawiany tutaj album.

Blizna na prawym policzku niezawodnie zdradza, kim jest ten stary mężczyzna?

    Według zapowiedzi jest to pierwszy tom serii pobocznej "Thorgal Saga". O czym będą opowiadały kolejne albumy, kto je stworzy? Tego jeszcze na tę chwilę nie wiadomo. Bieżący tom jest mi niezwykle ciężko jednoznacznie ocenić. Z jednej storny jest to trochę podróż sentymentalna, która sprawia pewną dozę przyjemności podczas czytania. Z drugiej ponownie wpisuje się to w pewną narrację, o której już kiedyś wspominałem w swoich artykułach, mianowicie taką, że saga o Aegirssonach stała się wieloodzickowym tasiemcem. Czy kupię kolejny tom "Sagi" kiedy ujrzy światło dzienne za rok lub dwa? No cóż, pewnie tak - z sentymentu i trochę z ciekawosci. Tak więc ten tekst kończę tak samo jak go rozpocząłem, trochę tak jakby użył pierścienia Uroborosa i powrócił do puntu wyjścia, jak niegdyś sam Thorgal, piękna Vlana oraz niecny Torric, w albumie "Władca gór"...