Rzecz o tym, jak pewien Ukrainiec z niezaprzeczalnym talentem po świecie się tułał (cz. 2/2)
Cóż, majówka sprzyja zajmowaniu się tematami, na które często nie ma czasu w "normalny" dzień. Tak więc, zgodnie z zapowiedzią, zamieszczam drugą część "podrasowanego" artykułu o Igorze Baranko już dziś.
Okładka do pierwszego tomu cyklu "Taniec czasu" |
W
kolejnych latach zaczęła ukazywać się jeszcze jedna, chyba
najbardziej znana, autorska seria Baranki: „La
Danse
du temps”
(„Taniec
czasu”), publikowana w latach 2005-2011.
W jej skład wchodzą albumy: „Le
baiser du serpent”
(„Pocałunek węża”) z 2005
r.
oraz „L'arme
des demons”
(„Broń demonów”) i „Les
trois reines sans visage”
(„Trzy królowe bez twarzy”) z 2006
r. Można powiedzieć, że jest to europejska odmiana popularnych w
Stanach – szczególnie w uniwersum Marvela
– serii typu „what
if?”
(czyli: „co by było, gdyby?”). W tym przypadku pytanie
postawione przez autora jest następujące: a
co, jeśli Kolumb nie odkryłby Ameryki i zamiast tego to Indianie
sami odkryliby Europę?... Ponadto zmiana paradygmatu nastąpiłaby
nie poprzez rozwój techniki w społecznościach indiańskich i
podróżom na statkach przez ocean, lecz raczej przy użyciu magii i
przenoszeniu się w czasie z pomocą tytułowego tańca? Głównym
bohaterem opowieści jest dumny indiański wojownik o imieniu Cztery
Wiatry,
pochodzący
z plemienia Lakota.
Porywa on córkę wodza plemienia Pawneesów,
piękną
Księżycową
Chmurę,
aby siłą pojąć ją za żonę. Wkrótce jednak dziewczyna ginie, a
zrozpaczony tą dotkliwą stratą Cztery Wiatry wyrusza na
poszukiwanie ostatnich z żyjących Paiutów,
Mistrzów Czasu, chcąc, żeby ci po raz kolejny zmienili świat i
przenieśli go w przeszłość, aby mógł uchronić dziewczynę od
śmierci... Ale wersja rzeczywistości, do której trafia po
odtańczeniu magicznego tańca czasu, jest znacznie inna od tej,
którą znał. Tutaj bowiem Paiutowie spotykają się z chciwymi
demonami o białej skórze, przybyłymi zza wielkiej wody...
Okładka albumu "Asteroide Hurlant". Autorem ilustracji jest Amerykanin, Travis Charest, o którym mam nadzieję też kiedyś napisać :) |
W
2006 r. Baranko wziął także udział w pracach nad albumem typu
oneshot,
zatytułowanym „Astéroïde
Hurlant”
(„Wrzeszcząca Asteroida”).
Tytuł stanowi oczywiście nawiązanie do wspomnianego już
sztandarowego magazynu komiksowego z wydawnictwa Les
Humanoïdes Associés,
„Métal
hurlant”
(dosł. „Wrzeszczący metal”). Album powstał przy okazji
reaktywacji tego właśnie periodyku, po niemal trzydziestu latach jego nieobecności na rynku wydawniczym. Jest to
zbiór krótkich komiksowych opowiadań science
fiction,
narysowanych przez różnych, głównie młodych i mało znanych
twórców z wielu krajów – jednakże głównie z Europy – do
scenariuszy Alejandro
Jodorowsky’ego,
którego chyba nie trzeba przedstawiać.
Na liście rysowników pojawiają się nazwiska takie jak Riou,
Vigouroux,
William
III,
Alixe,
Højgaard,
Opena,
Medellin,
Granov,
Ladronn,
Meglia,
Ciruelo
i oczywiście Baranko.
Ilustracja która znalazła się finalnie na okładce albumu "Maksym Osa" |
Kolejną,
ponownie stricte
autorską pozycją w dorobku Baranki jest kozacka opowieść „Maksym
Osa”.
U nas album ten został wydany w 2009
r. przez wydawnictwo Timof
i cisi wspólnicy,
zaledwie rok po ukazaniu się pierwotnego, francuskiego wydania.
Maksym
Osa to inteligentny i oczywiście zadziorny Kozak z
siedemnastowiecznego Dzikiego
Pola
– terenu stanowiącego w tamtym czasie ziemię niczyją na południu
Ukrainy (choć faktycznie ten obszar był częścią państwa
polskiego). Na Dzikich Polach Kozacy założyli małą „zbójecką
republikę” i zapuszczali się z wyprawami łupieżczymi do
tureckich portów. Rząd polski tolerował tego typu działania,
ponieważ osłabiały one wrogą wówczas Turcję. Po powrocie z
jednej z takich wypraw Osa zostaje wplątany w zawiłą intrygę. Z
zaskoczeniem odkrywa, że wszyscy byli pewni, iż on sam już nie
żyje (i nawet istnieje grób, w którym podobno spoczywa jego
ciało)! Z wciąż świeżą raną głowy, a przez to nie do końca
pewny, co jest jawą, a co snem, Osa stwierdza, że nawet jego własna
narzeczona, Nastka, nie poznaje go ani nie chce z nim rozmawiać... Wkrótce potem Osa
musi się samotnie zmierzyć z wieloma niepokojącymi pytaniami: Czy
wilkołaki istnieją naprawdę? Gdzie jest zaginiony skarb atamana Chwosta? Jednak
przede wszystkim musi dowiedzieć się, kto (lub co) kryje się w
jego własnym grobie. Wersja wydarzeń jest kilkukrotnie rewidowana przez nowe fakty które odkrywa podczas dochodzenia dzielny kozak. Intryga rozwija się a jej obraz zmienia, niczym w rasowym kryminale, dodatkowo okraszonym elementami mistycznymi pochodzącymi z wierzeń ludowych. Mowa tutaj o wspomnianym już wilkołaku, czarach i czarownicach, magicznych eliksirach itd. Mnie osobiście komiks urzekła także pięknym odmalowaniem realiów siedemnastowiecznego Dzikiego Pola. Także galeria niezwykłych postaci, z których każda skrywa jakąś tajemnicę jak również interesujące przedstawienie nakładania się (i konkurowania ze sobą) wpływów religii prawosławnej z katolicką i wierzeniami ludowymi.
Okładka pierwszego tomu polskiego wydania "Egipskich księżniczek" |
Ostatnia,
znacznie już nowsza seria, której Barnako jest zarówno
scenarzystą, jak i rysownikiem, to „Les
Princesses Égyptiennes”
(“Egipskie Księżniczki”). Powstała ona w latach
2010-2011.
W jej skład wchodzą aktualnie dwa albumy. Pierwszy z nich został u
nas wydany we wrześniu 2013
r.
(ponownie przez wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy). Akcja rozgrywa
się w Egipcie,
w czasach dwudziestej
dynastii.
Podczas
gdy panowanie
Ramzesa
III
zbliża
się ku końcowi, z powodu sędziwego wieku władcy,
niektóre osoby w
pałacu
chcą
ten koniec znacznie przyśpieszyć
i
zrobić miejsce
dla
dziedzica
tronu,
który zasiądzie tam z
ich
wyboru.
Tytułowe
księżniczki to Kiki-Nefer
i Titi-Nefer,
córki odchodzącego właśnie w cień Wielkiego Faraona, które
muszą stawić czoło pałacowym intrygom, przede wszystkim pozostać
przy życiu i finalnie postarać się o to aby przejąć władzę.
Jak to u Baranki, we wszystkich wydarzeniach mają swój doniosły
udział siły nadprzyrodzone, a w szczególności niespokojne duchy
zmarłych.
Przedstawione
powyżej zarysy fabuł autorskich serii ukraińskiego rysownika
jednoznacznie wskazują na ulubione tematy tego artysty. Niewątpliwie
należy do nich kreowanie alternatywnych wizji pradawnych
społeczeństw, eksplorowanie towarzyszących tym ludom wierzeń,
praktyk magicznych i zagadnień związanych z metafizyką czy
ezoteryką. Z kolei styl graficzny tworzonych przez Barankę
opowieści zmienia się dosyć elastycznie, zależnie od tematyki, i
tym samym trudno go jednoznacznie zaklasyfikować. A jednak prace
Baranki są w gruncie rzeczy dosyć charakterystyczne. Przede
wszystkim, przez wiele lat autor chyba najlepiej czuł się, tworząc
opowieści w czerni i bieli. Taką techniką były tworzone opowieści
o Maksymie Osie, Skaggym Zatraconym czy Pitifosie. ale także i
najmłodsza seria, rozgrywająca się w Egipcie. Dopiero późniejsze
prace, te tworzone już dla „Les Humanoides”, zaczęły być
publikowane w kolorze, nawet jeśli początkowo powstały tylko w
czerni i bieli (np. „Taniec czasu”). Zdaje się, że takie po
prostu były wymagania techniczne (czy też może lepiej nazwać to standardami) wydawcy aby płynnie wpasować nowe
albumy do portfolio, choć jest to tylko mój domysł.
Kolejną charakterystyczną cechą stylu wypracowanego przez Barankę
są karykaturalne, łatwo rozpoznawane postacie, z niezwykle
ekspresyjnymi twarzami, a nawet często – myślę, że nie będzie
to zbyt dosadne określenie – gębami. Mam tu w szczególności na myśli wczesne serie Baranki, których treść miała zabarwienie humorystyczno-slapstick'owe a postacie przyjmowały formę karykatur. Potem bowiem w moim odczuciu styl artysty stał się bardziej subtelny i bliższy realizmowi. Mamy wreszcie pewną
specyficzną kunsztowność rysunku z licznymi cyzelowanymi detalami
oraz cechę ostatnią choć nie mniej ważną, piękne wnętrza i
krajobrazy.
W
mojej ocenie Igor Baranko ma przed sobą jeszcze wiele lat twórczej
pracy, a spod jego ręki ma szanse wyjść co najmniej kilka
nieszablonowych i interesujących (zarówno pod względem fabularnym,
jak i graficznym) serii komiksowych. Jeśli więc tylko artysta nie
znudzi się arkanami tego gatunku, to w nadchodzących latach z
chęcią będę się zapoznawał z jego nowym dorobkiem i śledził
ewolucję stylu graficznego. Nawet gdyby tak się nie stało, to
myślę, że to, co rysownik ten stworzył do tej pory, i tak
gwarantuje mu już znaczące miejsce w historii europejskiego
komiksu. Jeśli natomiast chodzi o rynek amerykański, mam wrażenie,
że epizodyczna obecność Baranki utonęła niestety w morzu innych
nazwisk i pozostała tam niedoceniona...
Źródła: