wtorek, 17 czerwca 2014


    Pierwotna wersja tego artykułu powstała w pierwszym kwartale 2005r. i została opublikowana w trzecim numerze magazynu Zeszyty Komiksowe (ZK), bodajże w marcu 2005r. Podczas prac nad przeredagowaniem tekstu dowiedziałem się także, że ten konkretny numer ZK został ostatnio, tj. w marcu 2014r., opublikowany ponownie (wygląda na to, że jest zainteresowanie takimi "antykami") przez wydawnictwo Centrala. Artykuł powstał na prośbę i z inicjatywy redaktora naczelnego pisma, Michała „Błażeja” Błażejczyka, z którym toczyłem również dosyć intensywną (i finalnie owocną) dyskusję merytoryczną, zanim tekst otrzymał ostateczną formę w jakiej znalazł się na łamach ZK. Tutaj przedstawiam artykuł ponownie przeze mnie przeredagowany, z kilkoma poprawkami merytorycznymi, wynikającymi głównie z innego sposobu patrzenia na niektóre zagadnienia z perspektywy czasu. W zamyśle, tworząc ten tekst ponad dziewięć lat temu, staraliśmy się skupić na przełożenie się feminizmu w poszczególnych dekadach XX w. (poczynając od lat 60.) na przedstawianie postaci komiksowych bohaterek i ewolucji jakiej podlegały. Główna konkluzja, którą wysnuliśmy podczas tworzenia tekstu wraz z Błażejem była taka, że komiks, jako twór przeznaczony głównie dla męskiego odbiorcy, zawiera nieco spaczony obraz kobiety wyzwolonej. Taki wizerunek zawsze naznaczony jest "piętnem" fizycznej atrakcyjności danej kobiety - fizyczność ma zawsze większe znaczenie niż osobowość bohaterki - dziewczyna musi się przede wszystkim podobać i mimo postępującej emancypacji ten skostniały stereotyp nadal króluje w większości komiksowych produkcji także dziś. 

Okładka wznowienia trzeciego numeru ZK (nie zmieniona względem pierwodruku) od wydawnictwa Centrala.

    Jak można łatwo zauważyć podczas lektury niniejszego tekstu, materiałem „bazowym” do analizy obecności feminizmu w komiksie były głównie serie z rynków frankofońskich i częściowo z naszego rodzimego, polskiego. Japońskie mangi a także opowieści graficzne z rynku brytyjskiego czy amerykańskiego są tu właściwie wspomniane zaledwie marginalnie. Inna kategoria to rzecz jasna komiksy erotyczne, tutaj zupełnie nie wzięte pod uwagę. Powód jest prosty do uzasadnienia - tam właściwie nigdy nic się nie zmienia, kobieta zawsze pozostanie uległą zabawką do zaspokajania męskich potrzeb i fantazji, feminizm nie ma do takich produkcji "wstępu".


Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek czyli jak twórcy komiksów rozumieją feminizm.

    Na naszych oczach dokonuje się ostateczne obalenie stereotypu, że kobiety są płcią słabą. Kreowanym w zachowaniach społecznych wzorcom równouprawnienia odpowiadają w wytworach kultury masowej (w tym w komiksach) obrazy bohaterek niezależnych, ambitnych, niezłomnie realizujących postawione przed nimi zadania. Niestety, w opowieściach obrazkowych kobiety są wciąż nader często traktowane bardzo przedmiotowo. Jeśli nawet stają się głównymi bohaterkami tychże, to są zazwyczaj stawiane w typowo męskich sytuacjach, a ich wygląd ma w pierwszej kolejności przyciągać uwagę mężczyzn...

Okładka jednego z albumów serii o przygodach kosmicznej bohaterki rodem z Francji.

POCZĄTKI ZAMIESZANIA

    W latach 60. ubiegłego stulecia, rosnący wpływ ruchów feministycznych znalazły swoje odbicie w rozmaitych utworach – w tym również w komiksach. Jako najbardziej chyba rozpoznawalny przykład można przedstawić przygody Barbarelli, heroiny będącej bohaterką komiksu stworzonego przez Jean-Claude’a Foresta. Dzieło to doczekało się zresztą nawet hollywoodzkiej adaptacji filmowej z Jane Fondą w roli głównej. Barbarella nie jest właściwie postacią, z którą chciałyby się utożsamiać feministki, uosabia bowiem nazbyt wyraźnie męskie fantazje. Jej przygody jednak wsączały do umysłów widzów i czytelników obraz silnej i zaradnej kobiety, dobrze wpisując się w swój czas i rosnące w tamtym okresie zainteresowanie tematyką feminizmu. Można chyba także powiedzieć, że Barbarella jest postacią, która uosabia typowe męskie odczytanie postulatów feminizmu. 

Już po okładce widać, że osobowość i charakter Annie to zdecydowanie nie były rzeczy pierwszoplanowe w historiach z udziałem tej bohaterki.

    Natomiast pewnego rodzaju przeciwieństwem Barbarelli była seria o przygodach Little Annie Fanny, postaci stworzonej przez Harvey'a Kurtzmana i Willa Eldera. mniej więcej w tym samym czasie, co bohaterka komiksów Foresta. Podobnie jak wiele kobiecych wizerunków przed nią i po niej, Annie powstała właściwie tylko jako ucieleśnienie męskich fantazji. Niby miała przestawiać sobą obraz nowoczesnej, zaradnej dziewczyny, jednak prawda była taka, że niemal wszystkie jej przygody skonstruowane były w taki sposób, żeby ją wplątywać w coraz to nowe "erotyzowane" sytuacje, wiążące się nierozerwalnie ze szczegółowym "eksponowaniem wdzięków" (przygody Annie przez długi czas były publikowane na łamach magazynu Playboy).


POSTĘPUJĄCA EMANCYPACJA

Yoko i sprzęt stereo z "najwyższej półki" - magnetofon szpulowy - czy ktoś jeszcze dziś pamięta takie wynalazki?

    Nieco później, w latach 70., hasła głoszone przez feministki jeszcze bardziej zyskały na znaczeniu. Znalazło to też odbicie w interesującej nas dziedzinie sztuki użytkowej, czyli komiksie. Można tu wymienić takie heroiny powołane do „życia” w tamtym czasie, jak na przykład Yoko Tsuno (bohaterkę francuskiej serii autorstwa Rogera Leloup'e, która, o ile wiem, jest nieznana na polskim rynku), czy Laurelinę, będącą towarzyszką przygód temporalnego agenta, Valeriana (rys. Jean-Claude Mézières, sc. Pierre Christin). Dzielna i sympatyczna Yoko zawsze pozostawała postacią pierwszoplanową, natomiast odnośnie drugiej z dziewczyn widać pewną ewolucję jej miejsca w fabułach poszczególnych odcinków serii o przygodach czasoprzestrzennych agentów. W początkowych albumach Laurelina, pomimo swojej zaradności i błyskotliwości, jest często spychana przez postać męskiego towarzysza, na dalszy plan i to on pozostaje postacią dominującą, podejmującą kluczowe decyzje i działania.

  Jednak wraz z rozwojem cyklu rudowłosa bohaterka coraz bardziej się usamodzielnia, stając się w niektórych odcinkach postacią kluczową, niekiedy przejmującą nawet na siebie ciężar samodzielnego wypełnienia misji. Obydwie dziewczyny walczą o prawa swojej płci, bez kompleksów podejmując role przynależne mężczyznom, stając się pełnoprawnymi uczestniczkami wydarzeń. Z drugiej strony, od postaci pokroju Barbarelli różni je to, że są one osobami raczej uroczymi niż seksownymi, nie obnoszą się ze swoimi wdziękami (choć czasami rysownicy nie unikają apetycznego przedstawienia ich kobiecych atrybutów). Wspólnym mianownikiem wymienionych wyżej heroin jest promowanie kobiety jako samodzielnej i niezależnej bohaterki. Inną łączącą je cechą jest też to, że występowały one w typowo męskich fabułach i grały typowo męskie role.

Dwójka nieustraszonych agentów temporalnych, Valerian i Laurelina.
ZBĘDNI MĘŻCZYŹNI?

    W kolejnym dziesięcioleciu, na kartach komiksów zagościły na przykład takie postacie jak Pellisa, główna bohaterka serii „W poszukiwaniu ptaka czasuRegisa Loisela i Serge'a Le Tendre’a. Innym przykładem jest Aria, wojownicza piękność z komiksów Michela Weylanda, a także wykreowana przez Franka Millera niezwyciężona wojowniczka, Elektra. Co prawda, ponownie, wszystkie one zostały stworzone w pewnym stopniu jako ucieleśnienia męskich fantazji, warto zauważyć, że w dużej mierze udało im się jednak uniknąć „okowów” społeczeństwa patriarchalnego, głównie dlatego, że same potrafiły zadbać o swoje sprawy, nie licząc na nikogo. Także na naszym rodzimym komiksowym poletku nie zabrakło w owym czasie takich bohaterek. Mamy na przykład kobietę imieniem Ais, która w serii o tzw. bogach z kosmosu, autorstwa panów Mostowicza, Górnego i Polcha, była dowódcą całej wyprawy: silna, energiczna, zdecydowana, potrafiąca się sprzeciwić woli zwierzchnika (Wielkiego Mózgu) czy wręcz pokrzyżować jego plany, jeśli uzna to za konieczne. Była też Brenda Lear, „córka trzech ojców” – Parowskiego, Rodka i Polcha – która pomimo tego, że stała nieco w cieniu Funky’ego Kovala, pozostawała samodzielną agentką Universs, a nie „trofeum dla bohatera”, uczepionym jego ramienia.

Okładka trzeciego tomu serii "Aria", albumu "Siódme wrota", wydanego także i u nas (i to dwukrotnie) przez wydawnictwa Sfera (1990r.) oraz Posiedlik, Raniowski i S-ka (2003)

    Także w latach 90. znaleźć można sporo bohaterek, które z powodzeniem stoją ramię w ramię z mężczyznami, albo nawet doskonale radzą sobie bez nich. Mamy więc na przykład Victorię Lenore z „Drapieżców” (serii autorstwa panów Mariniego i Dufaux) – panią oficer policji, która sama prowadzi tajemnicze śledztwo, a niejaki inspektor Spiaggi, jej współpracownik, wygląda przy niej jak nieistotny dodatek. Mamy Emilię (bohaterkę serii wykreowanej przez Filipa Myszkowskiego) towarzyszkę przygód Tanka i Profesora. Mamy wreszcie sympatyczną Nävis, bohaterkę „Armady”, która bez facetów radzi sobie wręcz wyśmienicie. Warto też wspomnieć o silnej kobiecej osobowości, zamkniętej w cybernetycznym ciele, znanej jako Motoko Kusanagi (głównej bohaterce „Ghost in the shell” autorstwa Masamune Shirow). Dobrze pamiętać i o tym, że w przedostatnim odcinku „Kasty metabaronów”, heroicznej sagi o kosmicznych najemnikach, wykreowanej przez Alexandro Jodorowsky’ego i Juana Gimeneza, metabaronem (typem niezwyciężonego wojownika będącego wręcz synonimem męskości) była kobieta – Aghora.


    Skrajną grupę postaci nowej generacji stanowią kobiety, które są zarówno samodzielne jak i zaradne, na pewno jednak nie pasuje do nich określenie "miłe" bądź "delikatne". Przykładem może tu być główna bohaterka wydanego także i u nas komiksu „Pro” (sc. Garth Ennis), będąca prostytutką, której życie nie szczędziło najgorszego. Jest to postać zdecydowanie niepoprawna politycznie, rzucająca obelgami skierowanymi do „całego męskiego rodu” i nie tylko. Do tej grupy można by też zaliczyć główną bohaterkę komiksowej serii „Tank girl” (stworzonej przez Alana Martina i Jamiego Hewlett'a) – zbzikowaną, prawie łysą indywidualistkę, jeżdżącą swoim dziwacznym czołgiem i wiecznie szukającą rozróby. Co ciekawe, mimo że bohaterki takie mają z pozoru odpychającą powierzchowność, to i tak w pewnym stopniu budzą szczerą sympatię, a nawet mogą się podobać a przede wszystkim zachowują się tak jakby tego chciały feministki – są bowiem niezależne od mężczyzn...


Navis. główna bohaterka serii "Armada"

POZORY MYLĄ

    Wszystkich niezależnych komiksowych bohaterek nie sposób rzecz jasna tutaj wymienić. Wspomnę jedynie o kilku postaciach które doskonale wpisują się w zagadnienie feminizmu na kartach komiksów. Mam tu na myśli przykład Aaricicę – żonę Thorgala Aegirssona, Minę Harker - z Ligi niezwykłych dżentelmenów, Jill Bioskop – bohaterkę Trylogii Nikopola, czy Cyann – protagonistkę cyklu autorstwa François Bourgeon, żeby wymienić tylko te panie, które od razu przychodzą mi na myśl. Jedak w artykule chodziło raczej o odzwierciedlania echa feminizmu jako ideologii, która stała się w pewnym momencie obecna w komiksie i, choć opornie, jednak ewoluowała na przestrzeni kilku dekad także w ramach tego medium. Należy jednak zauważyć, że mimo swoich przymiotów, wszystkie postacie wymienione powyżej są w znacznym stopniu stworzone z myślą o męskich odbiorcach i ewoluują w typowo męskich światach i fabułach. Ich niezależność jest więc często tylko pozorna, nie są bowiem w stanie wyzwolić się ze wspomnianych już wcześniej „okowów patriarchatu”, ucieleśnionego w oczekiwaniach czytelników i idącym im na przeciw posunięciom marketingowym wydawców. 

    Produkt musi być dopasowany do tego, czego pragną odbiorcy. Takie dziewczyny muszą w większości przypadków odpowiednio wyglądać, muszą się podobać. Walka kobiet o równouprawnienie i akceptację społeczną przyniosła pewne miarodajne rezultaty na polu popkultury. Nie można jednak zachłysnąć się tym, że spora ilość kobiet trafiła na okładki komiksów i została bohaterkami pierwszoplanowymi z prawdziwego zdarzenia. W medium tym wciąż pokutuje mnóstwo stereotypów. Chociaż zdarzają się pozycje (głównie pochodzące z wydawnictw nie związanych z mainstream'em (np. "Blankets" albo "Ghost World"), w których przedstawiane są obrazy kobiet takich, jakimi faktycznie chciałyby je widzieć feministki, to wydaje się, że zalew prawdziwie feministycznych bohaterek w mainstream'owych komiksach raczej nam nie grozi.

Główna bohaterka brytyjskiej serii komiksowej "Tank girl"