AC
Liberation HD, recenzja - cz. 2/2
Tak więc wracamy do tematu. Pojawiają
się też w tej grze zupełnie inne, zaskakujące aktywności poboczne, niż
w pozostałych grach serii. Na przykład kolekcjonowanie jaj
aligatora, gdzie trzeba sprytnie próbować wykraść je z gniazda
aby uniknąć walki z niebezpiecznym zwierzęciem (co i tak nie
zawsze się udaje). Albo zbieranie pewnego gatunku grzybów i
leczenie nimi zainfekowanych osób. Ta akurat pula „sidequest'ów”
była w mojej ocenie dosyć kuriozalna. Otóż, żeby zaaplikować
delikwentowi porcję leczniczych grzybków, należało go najpierw
dotkliwie pobić, tak, aby upadł na ziemię. To ci dopiero terapia
wstrząsowo-szokowa :) Można też kolekcjonować strony z pamiętnika
matki Aveline, porozrzucane tu i tam po całym świecie gry aby
dowiedzieć się, co skłoniło ją do opuszczenia córki, kiedy ta była jeszcze dzieckiem. Można również zbierać
kieszonkowe zegarki (w sumie jest ich dziesięć). Kolejną
aktywnością dostępną w grze jest też zarządzanie interesami
ojca Aveline i wysyłanie statków z surowcami (np. bawełną) do
różnych portów. Wydaje mi się, że ten właśnie pomysł został
później rozbudowany w AC IV: Black flag. W opuszczonych świątyniach
i ruinach, ze szczególnym uwzględnieniem Chicen
Itza, możemy też
odnaleźć starożytne figurki.
Kolejna misja, gdzieś w Bayou albo Chizen Itza. |
To
jeszcze nie koniec. Mamy bowiem i możliwość szukania pewnych
artefaktów, dostępnych w zależności od persony, w którą się
aktualnie wcielamy. I tak Lady może zbierać drogocenne kamienie,
Slave Persona wykradać przebywającym w mieście szamanom lalki voodoo a Avaline-asasyn kolekcjonować monety asasynów. Mamy też klasyczne już dla serii
poszukiwanie skrzyń ze skarbami. Kolekcje dostępne dla
poszczególnych wcieleń głównej bohaterki możemy zbierać aby
zdobyć trofea, natomiast kufry ze złotem mają zdecydowanie
bardziej pragmatyczne zastosowanie – po prostu dostarczają nam,
jak zwykle, środków pieniężnych na zakupy w sklepach. No i jest
jeszcze zestaw misji o nazwie Citizen
E, które uaktywniają
się kilkukrotnie w czasie gry. Tajemniczy głos spoza Animusa mówi
wtedy Aveline, że jest okłamywana, że „oni” (w domyśle firma
Abstergo
i templariusze) fałszują przed osobą prowadzącą naszą heroinę
cyfrową rzeczywistość Animusa. Jeśli uda nam się namierzyć (za
pomocą wzroku orła) i wyeliminować wskazane indywidua, wtedy
tajemniczy informator odsłania przed nami odfałszowany obraz scenki
przerywnikowej, w której jakiś czas wcześniej braliśmy udział.
Pokazuje nam tym samym, w jaki sposób została ona przez kogoś
intencjonalnie przemontowana i jak wypaczono jej sens (a pośrednio
próbowano działać na motywację i kierunki działania głównej
bohaterki). W pewnym momencie dowiadujemy się, że Citizen E jest
programem (wirusem?) działającym wewnątrz Animusa.
Gotcha Mr. Citizen! |
Mamy
też pewne inne aktywności poboczne, jak chociażby misje Business
rivals, Ship
Crew oraz Free
slaves (które dla mnie
osobiście nie były szczególnie ciekawe – ot, „zabij” lub
„znajdź” żeby pograć trochę dłużej). Są także jeszcze inne misje, dedykowane dla poszczególnych wcieleń Aveline. I tak jako
kobieta-asasyn, bohaterka ma zestaw kontraktów do wypełnienia
(głównie polegających na zabiciu kogoś złego lub po prostu
skorumpowanego). Jako Slave persona może z kolei wypełnić
kilka misji detektywistycznych (w których używa zmysłu orła aby
wykrywać ślady i tropić). Jako Lady natomiast, może podjąć się
aktywności, które w rezultacie mają doprowadzić do rozwikłania pewnego
spisku. Jak widać całkiem tego sporo jednak ogólnie rzecz biorąc, zarówno fabularny wątek główny jak i wszystkie aktywności
poboczne, niestety, są, niestety, nużące w dłuższej perspektywie... I to jest chyba właśnie meritum, jeśli chodzi o AC Liberation. Z jednej strony fajnie pobiegać Aveline, pomachać maczetą itd. ale brak tu trochę tej przyjemności z grania, która była widoczna w poprzednich odsłonach serii.
Na "gościnnych występach" w Ameryce Północnej. |
Jest
też w tej grze pewna liczba niedociągnięć, które dodatkowo psują
obraz rozgrywki. Wręcz śmieszny był dla mnie na przykład efekt
„przeciekającego canoe”. Aveline płynie przez bagna a jej łódka
wygląda, jakby było w nim pełno wody, ale dzielnie rwie naprzód.
Inna kwestia to chociażby scenki, następujące przy wmieszaniu się
(ang. mingle)
w grupy osób, w celu wysłuchania ich rozmów i wyłuskania z tychże
pewnych istotnych informacji. Nasza bohaterka stoi wtedy tylko i
słucha tego paplania (które czasami potrafi trwać dosyć długo) a
w żaden sposób nie można tego przerwać ani pominąć. Podobnie ma
się rzecz z checkpoint'ami, rozpoczynającymi się od
cinematic'ów, czyli
scen przerywnikowych, po których na przykład Aveline musi zacząć
bieg z przeszkodami aby kogoś dogonić lub np. wydostać się z zagrożonej wybuchem lokacji. Jeśli misja się nie
powiedzie, z powodu jej śmierci lub upłynięcia dedykowanego czasu,
wracamy do punktu wyjścia czyli cut-sceny, której nie da się
pominąć...
Kto by się przejmował takimi drobiazgami jak dziurawe dno - alleluja i do przodu. |
Z
jednej strony cieszę się, że przebrnąłem przez tą grę,
chociażby po to, aby wyrobić sobie zdanie na ten temat. Z drugiej
jednak stwierdzam, że jeśli w ogóle wrócę do tej pozycji to
chyba dopiero za kilka lat... Z jednej strony być może czuję
pewien przesyt serią Assassin’s Creed jako całością. Z drugiej
jednak AC Liberation nie jest grą tak dobrą, jak miała być,
jakiej oczekiwałem. Największym jej atutem pozostanie dla mnie
postać głównej bohaterki. Akurat ten aspekt produkcji wyszedł
developerom bardzo dobrze. Reszta gry pozostawia jednak trochę do
życzenia. Choć oczywiście nie jest to pozycja zła i summa summarum godna
poznania dla każdego fana serii.
Elle est très mignon. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz