sobota, 7 kwietnia 2018

Najemnik T1 - Kult świętego Ognia. Recenzja


    Tak więc stało się: za sprawą wydawnictwa Kurc seria o przygodach Najemnika, jednego z najbardziej znanych, można by rzec "kanonicznego" bohatera komiksu europejskiego w końcu trafiła na polski rynek wydawniczy. Autorem serii jest Vincent Segrelles, hiszpański grafik, twórca fantastycznych ilustracji, rysunków i szkiców, zdobiących okładki i stronice wielu (wydawanych także i w Polsce) książek fantastycznych, szczególnie tych z nurtu fantasy. Jeśli chodzi natomiast o "poletko" komiksowe to autor ten jest znany z jednej, omawianej  tutaj serii komiksowej - ale za to jakiej!



    Osobiście z twórczością Vincenta Segrellesa zetknąłem się już dawno, około 20 lat temu, kiedy zaczynałem przetrząsać otchłanie Internetu, w poszukiwaniu informacji o zachodnich komiksach. Przygody Najemnika, co zapewne nikogo nie zdziwi, urzekły mnie, szczególnie swoją warstwą graficzną od pierwszej chwili. Wkrótce potem miałem okazję czytać kilka tomów przygód tego bohatera w języku angielskim, jednak nigdy nie stałem się właścicielem, żadnego tomu przygód Najemnika, aż do teraz. Zakup pierwszego tomu przygód tego bohatera, był jednym z momentów, w której miłośnik europejskich komiksów, w tej roli ja, mógł się poczuć jak Gollum z Władcy Pierścieni, mając z tyłu głowy nieśmiertelne zdanie: "It's all mine. My precious"! Najemnik bowiem to komiks szczególny. Nie koniecznie w warstwie fabularnej, ale wizualnej zdecydowanie tak. W tej materii zdecydowanie jest to perła gatunku.

Najemnik wypełnia kolejne zlecenie, lecąc na ratunek Damie w potrzebie - pierwsza z plansz omawianego albumu.

    Dzieło Segrellesa zwraca bowiem uwagę stylem graficznym i warsztatem. W świecie komiksu nie często spotyka się plansze tworzone w technice farb olejnych, z kadrami bez charakterystycznej, czarnej kreski w roli konturu, wyglądające raczej jak landszafty w galerii obrazów. Ten konkretny album kartkuje się bowiem trochę, jakby to był jakiś artbook, przedstawiający dzieła starych mistrzów których prace wiszą gdzieś w muzeum. Serię Segrellesa postawiłbym w jednym szeregu np. z pracami Grzegorza Rosińskiego, szczególnie tymi z albumu "Western" i "Zemsty hrabiego Skarbka" (a także, rzecz jasna, kilku ostatnimi albumami serii "Thorgal"). Nieco podobny, malarski styl, prezentuje też (szczególnie w kwestii okładek) Juan Gimenez. Nie podejmę się jednak w tym miejscu analizy technik i stylów żadnego z wzmiankowanych twórców, nie jestem ekspertem w dziedzinie malarstwa ani technik z nim związanych. Myślą przewodnią tego akapitu było raczej skonkludowanie, że, po raz kolejny, na przykładzie "Najemnika" potwierdza się to, iż komiks jest formą sztuki, szczególnie w ujęciu twórców pochodzących z Europy. Rzecz jasna jest to mój prywatny pogląd.

To właśnie tę panią ratuje w omawianym tomie protagonista.
    Przejdźmy jednak do omawianego tutaj pierwszego tomu przygód bezimiennego Najemnika. Pod względem fabularnym jest to nieco sztampowe heroic fantasy, z archetypami wojownika, damy w opałach, schwarzcharakterem itd. Jednak w lekturze zupełnie to nie przeszkadza, historię „połyka się” szybko. Następnym krokiem, w moimi przypadku, ale myślę, że także i dla wielu innych czytelników, było (lub będzie) ponowne, powolne kartkowanie kolejnych stron albumu i sycenie oczu urodą co niektórych kadrów. Jak się dowiadujemy w posłowiu, o którym więcej nieco później, fabuła albumu powstawała etapami. Pierwsze sześć plansz, tych na których Najemnik ratuje nagą, powieszoną za ręce nad przepaścią damę w opałach, powstało jako próba, mająca na celu zbadać, czy w ogóle wydawcy będą zainteresowani komiksem, stworzonym niespotykaną w tamtym czasie (koniec lat 70.) techniką. Kiedy okazało się, że zdecydowanie tak, Vincent Segrelles musiał zastanowić się, jak rozwinąć pierwotny pomysł, jak dalej poprowadzić przygody swojego protagonisty i w jakie nowe kłopoty "wpakować go" na kartach komiksu? I tak oto Najemnik na kolejnych stronach lojalnie wypełnia zlecenie dostarczając "przesyłkę", tj. ponętną żonę (choć jej nie za bardzo jest to w smak) z powrotem w objęcia stęsknionego, podstarzałego męża, co już w następnej chwili ściąga naszemu wojownikowi na głowę kolejne, jeszcze większe kłopoty...

Kolejna, cycata Dama w opałach w ujęciu V. Segrellesa.
   W tym komiksie zawarte jest to, co jak pisze sam autor w posłowiu, było dla niego zawsze najbardziej interesujące jeśli chodzi o tematy do namalowania: „[...] średniowiecze, zbroje i smoki, broń, zamki, samoloty, kobieca nagość, a przede wszystkim klimaty orientalne [...]”. I tak na przykład kobiety w ujęciu Segrellesa są zazwyczaj niezwykle atrakcyjne i prawie, lub nawet całkowicie, nagie, co pozwala czytelnikowi cieszyć oko ich ładnymi fizjonomiami a także innymi częściami kuszącej anatomii, ze szczególnym uwzględnieniem (zapewne nikogo to nie zdziwi) piersi bohaterek, które są zazwyczaj pełne, kształtne i wyjątkowo kuszące. Warto też zwrócić uwagę na proporcje anatomiczne wszystkich postaci, obecnych w kadrach malowanych przez Segrellesa. Otóż proporcje te są niezwykle realistyczne, nieprzerysowane. Autor wspaniale potrafi też oddać detale, które szczególnie widać w zbliżeniach fizjonomii bohaterów, takie jak faktura skóry ust czy włosów, "ornamenty" tęczówki itd. Podobnie rzecz ma się z mechanizmami oraz bronią czy zbrojami, które to elementy są zaprojektowane i narysowane niezwykle starannie. Myślę, że na podstawie rysunków Segrellesa dałoby się stworzyć wiele (działających!) replik mechanizmów i broni, widocznych na kartach jego komiksów. Do tego latające smoki, które mają "poprawną budowę anatomiczną", tj. cztery kończyny, z których przednie są przekształcone w błoniaste skrzydła, jak u pterodaktyli. Autor poświęca w posłowiu cały niemal akapit na mini-wykład dotyczący tego, dlaczego, jego zdaniem, zazwyczaj latające gady przedstawiane są niepoprawnie, tj. z sześcioma kończynami (cztery łapy plus skrzydła) w powieściach i grafikach ilustracyjnych z gatunku fantasy. Do tego mamy jeszcze budowle, które miejscami przywodzą na myśl orientalne pałace sułtanów i wiele innych wschodnich "smaczków". A tłem dla tych wszystkich artefaktów, postaci i przygód jest tajemnicza kraina w chmurach.  Trzeba przyznać, że Segrelles stworzył na kartach swoich komiksów oryginalny świat "prosto z wyobraźni". Nieco oniryczny, przypominający piękny sen o przygodzie i to zdecydowanie jest siła tej wizji. Dobrze, jak pisze zresztą sam autor w posłowiu, że nie zdecydował się on na osadzenie swojej opowieści powiedzmy w klasycznym średniowieczu, gdyż to w znacznym stopniu mogłoby być czynnikiem limitującym rozmach fantastycznej wizji autora.

Olbrzym, Dżin, a może to po prostu senna wizja? Na ilustracji widać wyraźne nawiązania do fascynacji Segrellesa orientem - np. postać mężczyzny-demona, kształty budynków.

    W kilku poprzednich akapitach zdążyłem już wspomnieć o obecności w albumie zawartości dodatkowej w postaci bogato ilustrowanego posłowia. Podobne dodatki, wg. zapowiedzi autora umieszczonej w tekście posłowia, mają też towarzyszyć i kolejnym tomom, co bardzo, mnie osobiście, cieszy. Materiały takie znacznie wzbogacają bowiem każdy tom. Niosą w sobie wiele informacji, rozjaśniających kulisy genezy poszczególnych tomów, przedstawiając dodatkowe ilustracje, ukazujące przeróżne postaci i miejsca itd. I tak na przykład w posłowiu do omawianego albumu, Vincent Segrelles opisuje przede wszystkim, jakie były okoliczności jego wejścia w domenę komiksu? Jak się bowiem okazuje pracował w fabryce, zajmując się kreśleniem rysunków i przekrojów technicznych, co zdecydowanie nie jest typowym backgroundem, jeśli chodzi o autora komiksów, czy artystę grafika w ogóle. Segrelles opowiada też szczegółowo w posłowiu o genezie serii Najemnik, o swoich fascynacjach, osadzeniu historii w takich a nie innych realiach tj. fantasy i jeszcze kilku innych ciekawych aspektach swojej pracy nad serią.

Jeśli tylko wydawnictwo Kurc będzie kontynuować publikację "Najemnika", już wkrótce polski czytelnik dowie się kim są wszystkie postaci z powyższej ilustracji.

    Można powiedzieć, że wydawnictwo Kurc "idzie za ciosem". Po tym jak sporą popularnością cieszyła się seria o przygodach Druuny (przynajmniej dla Tomu 0 potrzebny był dodruk), dosyć naturalnym wyborem, w moim odczuciu, było zainteresowanie się wydawcy kolejną bardzo znaną europejską serią fantastyczną przeznaczoną dla dorosłego czytelnika, jaką jest "Najemnik". Jeśli oficyna Bartosza Kurca będzie kontynuowała wydawanie obydwu powyższych serii (a mam nadzieję, że tak) to przyjdzie nam się jeszcze w kilku najbliższych latach nacieszyć przygodami Najemnika. Seria zamyka się bowiem aktualnie w dwunastu lub trzynastu tomach - zależy jak liczyć. Dwunasty odcinek cyklu zatytułowany "La délivrance" (Uwolnienie) zawarty jest bowiem w dwóch oddzielnych tomach. Został on wydany w 2004r. a Vincent Segrelles nadal żyje, więc kto wie, może zanim Kurc skończy wydawać na polskim rynku przygody Najemnika doczekamy się jeszcze i kolejnego odcinka przygód tego bohatera? Czytanie dzieła Segrelessa daje w pewnym sensie poczucie obcowania ze sztuką. Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy przygód Najemnika.

A tutaj jeszcze sam Vincent Segrelles ze stworzonym przez siebie portretem komiksowego protagonisty.

Seria: Najemnik
Tytuł: Kult Świętego Ognia
Scenariusz: Vicente Segrelles
Rysunki: Vicente Segrelles
Format: 240 x 320 mm
Rodzaj papieru: kredowy
Rodzaj oprawy: twarda
Rodzaj druku: kolor
Liczba stron: 64
Wydawca i Rok wydania: Wydawnictwo KURC, 2018r.
ISBN: 978-83-947753-9-1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz