niedziela, 9 lutego 2014


Rork wydanie zbiorcze T1 – recenzja

    Czytałem tę serię wielokrotnie. Po raz pierwszy jeszcze pod koniec lat 80. kiedy to w magazynie Komiks-Fantastyka zostały wydane dwa pierwsze tomy przygód tajemniczego, białowłosego mężczyzny, który nigdy się nie starzeje. Opowieść zdecydowanie zapadła mi w pamięć. Przez długi czas zastanawiałem się, czy istnieje więcej tomów tej serii? Dzisiaj to oczywiste, że „spytałbym Google” jednak wtedy jeszcze przeciętny obywatel nie miał przecież dostępu do Internetu. Dopiero jakąś dekadę później, pod koniec lat 90., dowiedziałem się, że faktycznie seria była kontynuowana na zachodzie. W latach 2001-2007 pomału udało mi się zapoznać z całością opowieści po polsku, za sprawą albumów wydawanych przez Motopol Twój Komiks, który najpierw opublikował wznowienia dwóch pierwszych (jakże pamiętnych) tomów a potem kolejne albumy, z wyjątkiem ostatniego. Na szczęście lukę tą uzupełniło w 2007r, roku wrocławskie wydawnictwo, Manzoku.

Okładka pierwszego tomu wyd. zbiorczego


    Kiedy dowiedziałem się jakiś czas temu o ponownym, zbiorczym wydaniu przygód Rorka, tym razem za sprawą wydawnictwa Sideca, planowanym na grudzień 2013r., przez dłuższy czas zastanawiałem się, czy w ogóle coś takiego kupować, skoro posiadam od x lat wszystkie tomy tej serii? Jednak jako kolekcjoner zdecydowałem się i muszę powiedzieć, że nie żałuję. Pamiętam, iż to, co przyciągnęło mnie do Rorka za pierwszym razem to była grafika i wątki fabularne które pięknie, jak fragmenty układanki, wskakują na swoje miejsce w tomie „Przejścia”. Trzymając w rękach pierwszy tom wydania zbiorcze uświadomiłem sobie, że nie wracałem do lektury tej serii od co najmniej pięciu lat ale tym razem reakcja była dokładnie taka sama co zwykle. Kiedy już dotarłem do końca pierwszego tomu czyli „Fragmentów” nie mogłem oderwać się od lektury i kontynuowałem ją, aż do końca drugiego albumu, finalizującego pierwotny cykl przygód białowłosego. Piszę o tym, gdyż taka sytuacja, niemożność oderwania się od lektury, w gruncie rzeczy zdarza mi się bardzo rzadko. Zazwyczaj moja „konsumpcja” książek i komiksów odbywa się odcinkowo, po kilka do kilkunastu stron na raz.

    Myślę, że nie ma w tym miejscu sensu szczegółowo streszczać fabuły trzech pierwszych tomów Rorka, zawartych w omawianym, zbiorczym wydaniu. Wolę się skupić na ocenie zawartości tego albumu jako takiego. Dla mnie jako kolekcjonera zdecydowanie jest to gratka. Przede wszystkim kredowy papier, twarda oprawa i dodatkowe materiały, z którymi nie miałem wcześniej styczności. Trochę grafik (szczególnie tych w czerni i bieli, ukazujących miejscami zapierający dech w piersiach kunszt Andreasa Martensa), wywiady z autorem no i otwierające tom opowieść „Duchy”. Jest ona właściwie oddzielnym tomem przygód Rorka. Wcześniej czytałem tą historię tylko raz, po francusku, gdyż, o ile mi wiadomo, nie została do tej pory opublikowana w Polsce. Na marginesie dodam też, że bardzo dobrze się stało, że w omawianym tomie zbiorczym, historia „Duchy” została zamieszczona w czerni i bieli. Wspomniane, francuskie wydanie od Le Lombard, zostało opublikowane w kolorze i muszę stwierdzić, że w tym przypadku barwy zdecydowanie ujmowały urody planszom stworzonym przez Andreasa...

Kapitan na cmentarzysku statków.

    Warto też oddzielnie wspomnieć o opowieściach „Zapomniani” i „Wybawiciel z okresu kredowego”. W mojej ocenie obydwie te historie są właściwie nijakie fabularnie i zadawało by się, że niewiele wnoszą do całości historii. A jednak na ich podstawie, pośrednio, można wysunąć bardzo istotne wnioski. Mianowicie takie, że po uwolnieniu z zawieszenia pomiędzy światami na końcu albumu „Przejścia”, za sprawą Delii Darkthorn, Rork błąkał się pomiędzy wymiarami, zanim w końcu trafił samodzielnie (lub został złapany) i ostatecznie uwięziony w świecie „Kłamców” o czym dowiadujemy się w albumie „Cmentarzysko katedr” oraz (bardziej szczegółowo) w późniejszych tomach. Podsumowując te rozważania, to bardzo dobrze, że wszystkie istniejące fragmenty „rorkowej układanki” zostały zebrane i przedstawione w zbiorczych tomach.

    Naprawdę przyjemnie jest odkryć ponownie te niezapomniane strony i kadry z serii o białowłosym, szczególnie te pochodzące z „Przejść” (w mojej ocenie jest to najbardziej udany album całej serii). Widzimy tam np. głównego bohatera, podążającego za Kapitanem aby odkryć sekret przejścia. Jest też Rork zawieszony między światami oraz (a może przede wszystkim) pełno stronicowy kadr okazujący tajemniczego Parrasa, stojącego w otwartym wejściu do latającej kuli, której wnętrze zalane jest mlecznobiałym światłem. Są także niezapomniane perełki z warstwy narracyjnej, kiedy to na przykład Rork opowiada swoją historią Rafingtonowi Eventowi a tymczasem w kadrach rozgrywają się zupełnie inne wydarzenia. Widzimy bowiem Parrasa, który spotyka Delię Darkthorn i Ebenezera Everidge’a i demonstruje próbkę swoich mocy, telekinetycznie roztrzaskując w drzazgi krzesło trzymane przez Ebenezera a potem zdejmując z Delii tajemniczą Plamę, symbiotyczną istotę, która nią w poprzednim tomie owładnęła. Inny przykład to Rork wchodzący do snu Delii i rozkładający kulę-puzzle, dzięki czemu w rzeczywistym świecie lewitujące części jego własnego domu powracają na swoje miejsca – po prostu majstersztyk narracyjny!

Lewitujący dom Rorka - a w środku Deliah Darkthorn, która śni...

    Niewątpliwie po kilku latach miło jest ponownie wrócić do lektury Rorka i cieszę się, że dzięki wydaniu od Sideca udało mi się tą opowieść odświeżyć w pamięci. Warto też powiedzieć, że dobrze jest ponownie przeczytać zarówno historię samego Rorka, jak i pierwsze cztery tomy serii „Koziorożec”, ponieważ wydarzenia tam zawarte wiążą się potem z historią białowłosego „czarownika” w nierozerwalną całość. Bardzo cieszy mnie także fakt, że Sideca zapowiada też na 2014r. wydanie opowieści „Rafington Event”, traktującej o przygodach tytułowego prywatnego detektywa, będącego przecież jednym z kluczowych bohaterów opowieści o Rorku. 

Deliah Darkthorn i wieżowiec z brakującym piętrem - pułapka na Rorka.

    W sumie nie dziwię się, że Sideca postawiło na wydawanie prac Andreasa Martensa. To dobry wybór. Jest to twórca wybitny, wielki indywidualista, który ma swój własny, jakże unikalny i jednocześnie łatwo rozpoznawalny styl (zarówno w warstwie graficznej jak i narracyjno-merytorycznej). A opowieści które Andreas serwuje czytelnikowi są zawsze przemyślane i dopracowane, można by rzec pięknie i misternie „wykute” z użyciem niezwykle nośnego środka przekazu, jakimi jest przecież komiks. Jedno czego może jest mi trochę szkoda to fakt, że styl graficzny Andreasa zmienił się z upływem lat i dwa pierwsze tomy znacznie różnią się na tym polu od pozostałych (moim zdaniem są znacznie lepsze pod względem graficznym). Pamiętam jak do moich rąk po raz pierwszy trafiło „Cmentarzysko katedr”. Po pięknym, realistycznym stylu i niesamowitych kadrach z „Przejść” ten album był dla mnie wielkim rozczarowaniem... Tak naprawdę ponownie przekonałem się do serii dopiero przy okazji albumu „Koziorożec” ale to już temat do opisania przy okazji recenzowania drugiego zbiorczego tomu, który, mam nadzieję, trafi dosyć szybko do moich rąk. Na facebook'owej stronie wydawnictwa Sideca jest informacja, że ma się on pojawić pomiędzy marcem a czerwcem 2014...

Tytuł oryginalny: Rork. L'intégrale 1
Wydawca oryginalny: Le Lombard
Liczba stron: 256
Format: 210x290 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: cz.-b. + kolor
ISBN-13: 978-83-937967-4-8
Wydanie: I, zbiorcze
Data wydania: grudzień 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz