niedziela, 2 lutego 2014

                                   Beyond the Black Rainbow - część 4. 


    Pisałem na początku, że „Beyond the Black Rainbow” zawdzięcza plastyczność warstwy wizualnej pracy Panosa Cosmatosa w branży reklamowej. Jednak jest to film, który stanowi pewnego rodzaju zaprzeczenie komercyjnych spotów. W przeciwieństwie do dzisiejszych reklam (a także i filmów), które realizowane są techniką szybkiego montażu, z użyciem krótkich, szybkozmiennych obrazów, wzorując się tym na teledyskach, „Czarna tęcza” operuje raczej długimi, wolnymi ujęciami, budującymi nastrój. Jest też jednak kilka scen gwałtownych, niezwykle szybko zmontowanych, mających chyba w założeniu, za pomocą stroboskopowego wręcz montażu, trafić bezpośrednio do podświadomości. Mam tu na myśli chociażby scenę, kiedy Margot przegląda dokumentację projektu, którego częścią jest Elena i znajduje tam rzeczy, które nią wstrząsają (dokumenty niemal wypadają jej z rąk). Jeśli ktoś zdecyduje się obejrzeć ten fragment poklatkowo, może odkryć jakie w istocie praktyki były treścią eksperymentów doktora Arborii...

Elena przed kolejną sesją...

    Surrealistyczny klimat filmu przywodzi na myśl obrazy Kubrika i Jodorowsky'ego. Widać też w „tęczy” inspirację filmami grozy (do czego zresztą Cosmatos sam przyznawał się w licznych wywiadach). Warstwa wizualna jest też ciekawie wystylizowana. W szczególności mam tu na myśli psychodeliczny koloryt jakim epatuje ten obraz. Wszechobecna, intensywna czerwień, która rozświetla mroki niekończących się korytarzy instytutu. Do tego hipnotycznie pulsujące białe światło elektronicznej piramidy. Jest również przedstawiony (głównie w czerni i bieli) rytuał przejścia Nyle'a podczas zanurzenia w czarnym fluidzie, choć i tam pojawiają się także psychodeliczne barwy i obrazy, podczas samego tranzytu na „drugą stronę”, czymkolwiek ona jest...

Jedna z wizji podczas rytuału przejścia

    Na oddzielny akapit zasługuje też niesamowita muzyka, układająca się finalnie w unikalny soundtrack „tęczy”. Bez niej ten film nie byłby po prostu tym, czym jest. To właśnie ona, obok obrazu świetnie buduje klimat opowieści. Za oprawę muzyczną filmu odpowiedzialny jest Jeremy Smith z Sinoya Caves. Brzmienie analogowych syntezatorów wspaniale współgra z klimatem tego dzieła podkreślając dramaturgię wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Niestety, o ile wiem, do tej pory ścieżka dźwiękowa nie została wydana jako całość. Na YT można znaleźć jedynie poszczególne utwory i w ten sposób „skleić” soundtrack aby się z nim zapoznać.

Jeremy Smith


    Wspominałem już, że ciężko jest jednoznacznie zaklasyfikować ten film. Jest on czymś pomiędzy science fiction a filmem grozy. Jednocześnie, w warstwie merytorycznej jest także dobitną krytyka ruchu New Age z lat 60. XX w. Warto powiedzieć, iż ten złożony, wielowymiarowy, alternatywny ruch kulturowy został zbudowany na kanwie przekonania, że ludzkość w drugiej połowie XX w. znajdowała się w dobie kryzysu wartości, a jednocześnie w punkcie zwrotnym, u progu nowej epoki, co stało się przecież osią fabuły „Beyond the black rainbow”. Technologia w tym filmie jest pewnego rodzaju rozszerzeniem religii ruchu New Age. Dzięki technice konstruktywne w założeniu wierzenia i idee zostały jednak popchnięte w kierunku absurdalnego ekstremum. Mariaż ideologii, mającej wiele wspólnego z kolorowymi jak tęcza psychodelicznymi obrazami, w połączeniu z topowymi osiągnięciami technologicznymi okazał się jednak być spektakularną, wypaloną porażką. Może tak właśnie należało by zinterpretować tytuł tego filmu? W jednym z dialogów Barry Nyle nawiązuje co prawda bezpośrednio do „czarnej tęczy” jednak nie jest nigdzie do końca wyjaśnione, co to sformułowania naprawdę miało oznaczać?


Sentionauta - maszyna czy człowiek?

    Bardzo nie lubię określenia „rzecz kultowa”. Uważam je za nader wyświechtane, zbyt często używane w kontekście produktów komercyjnych do ich promowania. Jednak dobre rzeczy sprzedają się same. Tak właśnie, w mojej opinii, jest z tym filmem. Jeśli do jakiejś produkcji może pasować wzmiankowane na początku tego akapitu określenie, to zdecydowanie do tej. Rzecz jasna wiele osób może mieć zdanie zgoła odmienne, nie ulega bowiem dla mnie wątpliwości, że jest to produkcja bardzo specyficzna, można by rzec – niszowa. Dla mnie osobiście to jednak wyśmienita odskocznia od banalnych, wtórnych fabułek serwowanych widzowi przez kino mainstream'owe. Zawsze lubiłem ambitne kino reżyserskie (np. Jarmusch, Kusturica, Jodorowsky) być może dlatego ta produkcja trafiła w mój gust. Być może stało się tak również dlatego, że dzieło to jest pewnego rodzaju intelektualnym wyzwaniem a nie łatwą do bezrefleksyjnego przyswojenia rozrywką papką. Pewne rzeczy ukazane w filmie trzeba dostrzec, zinterpretować, odgadnąć... Przyznaję, że podczas pierwszego seansu nie do końca zrozumiałem tą opowieść. Przedstawiona tam historia wydawała mi się mętna i chaotyczna. Jednak przy kolejnych projekcjach to się zmieniło i aktualnie co jakiś czas zdarza mi się powrócić do tego filmu i obejrzeć go z dużą satysfakcją.

Panos Cosmatos we własnej osobie.
    Ciekaw jestem jakich projektów podejmie się w przyszłości Cosmatos i z przyjemnością obejrzę to co stworzy. Mam nadzieję, że ten kanadyjski twórca nie odejdzie od realizacji kolejnych ambitnych, artystycznych, nacechowanych indywidualizmem produkcji filmowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz