"Diuna
Jodorowsky'ego" - recenzja.
Finalnie porzucona adaptacja powieści „Diuna” Franka Herberta,
której w 1974r. podjął się Alejandro Jodorowsky to filmowa
legenda. Jest to być może jeden z najważniejszych i najbardziej
wpływowych niezrealizowanych filmów w historii kinematografii.
Ostatnio, w sumie przypadkiem, dowiedziałem się, że w 2013r.
powstał film dokumentalny na ten temat. Parafrazując słowa ze
słynnej niegdyś reklamy, to „z pewną taką nieśmiałością”
ale i ogromną ciekawością sięgnąłem po ten dokument a
niniejszy tekst stanowi swoistą hybrydę recenzji i dużych porcji refleksji odnośnie tego, co przedstawia dokument „Diuna Jodorowsky'ego”.
We wspominanym już roku 1974, czyli w momencie przystępowania do realizacji ekranizacji
„Diuny”, Jodorowsky był świeżo po wielkim (zarówno
artystycznym jak i komercyjnym) sukcesie swojego autorskiego,
metafizycznego filmu „Holy Mountain” (Święta góra). Można
śmiało powiedzieć, że „Diuna” miała zostać zrealizowana na
fali popularności tego poprzedniego obrazu reżysera, który dał mu
„siłę przebicia” aby podjąć próbę zmierzenia się z wielkoskalowym, nowym projektem. Według wypowiedzi twórców
zawartych w omawianym filmie dokumentalnym, to początkowo wszystko
szło naprawdę dobrze i wydawało się, że nowy film ma na prawdę
duże szanse zrealizowania i potencjał do odniesienia
spektakularnego sukcesu, zarówno stricte artystycznego jak i
komercyjnego. Szczególnie imponujące było to, jakich ludzi udało
się wokół siebie Jodorowsky'emu zgromadzić. Ciekawie było
posłuchać z ust samego twórcy jak dokładnie wyglądało
kompletowanie zespołu tych „duchowych wojowników” (ang.
spiritual warriors) jak nazywał ich sam reżyser. I tak np. w
pierwszej kolejności Chilijczyk pozyskał artystów (i to nie byle
jakich) do tworzenia storyboard'ów i grafik koncepcyjnych (Jean 'Moebius' Giraud, H.R. Giger, Chris Foss) oraz efektów specjalnych (Dan O'Bannon).
Także
ścieżka dźwiękowa planowana dla tego obrazu zapowiadała się
niezwykle ciekawie. Muzykę obrazującą wydarzenia na każdym ze
światów na których miała rozgrywać się akcja opowieści, miał
stworzyć inny zespół, m.in. Pink Floyd i Magma. Jodorowsky mówi
też w wywiadach zawartych w dokumencie o kompletowaniu obsady
aktorskiej. Reżyser widział na przykład Salvadora Dali jako
Imperatora (i udało mu się zresztą nakłonić Dalego do
współpracy). Słynny malarz zażyczył sobie między innymi 100
tyś. dolarów za godzinę na planie zdjęciowym a także płonącej żyrafy w
jednej ze scen filmu! Na obydwa te punkty (i pewnie również kilka
innych, równie dziwacznych) Jodorowsky przystał, a Moebius nawet
umieścił wspomnianą żyrafę na storyboard'ach do filmu, co
pokazano w w dokumencie. Reżyser rozmawiał też z Orsonem
Weless'em, którego widział z kolei w roli okrutnego Barona
Vladimira Harkonnena a także Mickiem Jaggerem, który miał być
odtwórcą roli Feyd-Rauthy. Śmiało można powiedzieć, że
Jodorowsky miał potencjalnie w garści całą plejadę niezwykle
utalentowanych twórców oraz aktorów, których jakoś udawało mu
się zarażać swoim entuzjazmem i przekonywać do współpracy przy
realizacji swojego filmu.
Rysunki koncepcyjne postaci i strojów wykonane na potrzeby projektu przez Jean'a 'Moebiusa' Giraud'a. |
Dokument
„Diuna Jodorowsky'ego” pokazuje, że ten projekt, to na pewno nie
byłby właściwie czysty film SF (zresztą tak naprawdę w historii
kinematografii takich produkcji powstało wbrew pozorom niewiele)
lecz wielka, metafizyczna i kolorowa space opera o niespotykanym
rozmachu. Myślę, że warto w tym miejscu dokładniej zdefiniować,
czym tak naprawdę jest ten gatunek literacki? A jest to tak
naprawdę zazwyczaj kolorowa opowieść przygodowa, żeby nie
rzec baśń, osadzona gdzieś w kosmosie... Mało tego, jest to
niemal zawsze historia dworująca sobie z praw fizyki (ryk silników w
kosmicznej próżni itp.). No właśnie – przecież dokładnie tym
samym, klasyczną space operą, są też i „Gwiezdne wojny”, wymieniane tutaj zresztą nie
bez kozery, o czym nieco później. Na końcu Diuny w interpretacji Jodorowsky'ego, główny
bohater, Paul Atryda (którego nawiasem mówiąc miał zagrać jeden
z synów reżysera - Brontis) fizycznie umiera a jednocześnie staje
się właśnie w tym momencie nieśmiertelny. Jego głosem zaczynają
przemawiać kolejne osoby a sama planeta przechodzi gwałtowną
metamorfozę, stając się niemal momentalnie miejscem pełnym życia
roślinnego jak i zwierzęcego. Ale to nie koniec. Dzięki
męczeńskiej śmierci Paula, cała planeta Arrakis staje się w interpretacji
Jodorowsky'ego kosmicznym Mesjaszem, odrywa się od swojej
macierzystej orbity i podróżuje poprzez kosmos aby zbawiać
inne światy...
Czerw z Arrakis w jakimś takim 'fallicznym' ujęciu tematu. Rysunek wyszedł oczywiście spod ręki H.R.Gigera. |
Niestety, przedsięwzięcie spaliło ostatecznie na panewce w zderzeniu z
machiną o nazwie Hollywood. I co ciekawe, nie chodziło nawet o
pieniądze na realizację filmu, ponieważ, jak stwierdził
Jodorowsky w innym filmie, o Jean'ie Giraud'zie p.t. „In search of
Moebius”: „ekipa miała zapewnione wystarczające fundusze na
realizację obrazu z Francji”. Amerykańskie wielkie studia filmowe
zdecydowanie odmawiały jednak dystrybucji filmu w USA, co, jak
twierdzi w omawianym dokumencie Jodorowsky, było niezbędnym
założeniem biznesplanu aby tak drogi projekt jak „Diuna” mógł
się zwrócić. Rzeczona niechęć amerykańskich dystrybutorów
stała się ostatecznie gwoździem do trumny całego przedsięwzięcia,
bowiem przy takim „marketingowym stanie rzeczy” strategiczny
inwestor z Francji zdecydował się wkrótce na wycofanie swojego
kapitału i odsunięcie się od projektu... Można jedynie
spekulować, co było faktycznie przyczyną porażki filmu na
amerykańskiej ziemi. Może wizja Jodorowsky'ego była faktycznie
zbyt rozległa i kosztowna, może zbyt metafizyczna i niezrozumiała
dla hollywoodzkich producentów? Patrząc na inne produkcje filmowe
czy komiksowe tego artysty mogła być też po prostu zbyt krwawa i
drastyczna...
Koncept pałacu Imperatora Shaddama IV z rodu Corrino w ujęciu Chrisa Fossa. |
Jednak
w mojej opinii decydującym czynnikiem, przez który projekt poniósł
porażkę był czysty pragmatyzm. I tak: zakładany budżet filmu miał wynieść
5 milionów dolarów, co znacznie przekraczało nakłady na produkcję
większości ekranizacji w tamtym okresie. Ponadto Jodorowsky planował, że jego adaptacja będzie trwać 20 (!)
godzin, a może i więcej. Dodatkowo reżyser reklamował swój
projekt, jako „film który daje efekt halucynogennych wizji jak po
LSD, bez LSD”. W świetle tylko tych faktów, ciężko się dziwić,
że Amerykanie nie zdecydowali się na wsparcie dla realizacji wizji
Chilijczyka, uważając go nawet być może za szaleńca... Ja sam,
czytając powyższe wyliczenia które przedstawiłem uważam, że z
biznesowego punktu widzenia projekt był obarczony niezwykle wysokim
ryzykiem finansowym. To się mogło udać ale mogło się też
zakończyć spektakularną, wielkoskalową klapą...
I
tak oto, z powodu oporu amerykańskich dystrybutorów, projekt bardzo
szybko poszedł w przysłowiową „odstawkę”. Jednak potencjał
który miała w sobie ekipa zgromadzona przez Jodorowsky'ego a także
jego wizjonerskie pomysły stworzone na potrzeby „Diuny” nie
zniknęły w bezimiennych zakamarkach historii kinematografii. Jak
mówi w jednym z wywiadów zawartych w omawianym dokumencie sam
reżyser – dla niego, niepowodzenie, to po prostu sygnał, że
trzeba zmienić kierunek działania, zająć się czymś innym,
nowym. Duża część artystycznej ekipy którą Jodo dobrał do
swojego filmu spotkała się nieco później przy realizacji „Obcego,
ósmego pasażera Nostromo”, przyczyniając się do sukcesu tego
kultowego przecież dzisiaj filmu. Byli to Dan O'Bannon, H.R.Giger,
Moebius i Chris Foss. Można więc powiedzieć, że choć nie w
sposób czynny lecz jednak, pośrednio, Alejandro Jodorowsky ma swój
udział w powstaniu tego kultowego dziś obrazu.
Idąc dalej „tropami
Diuny” - to czego nie udało się Jodorowsky'emu zrealizować w
postaci filmu, zostało kilka lat później zamienione w sukces produkcji innego medium,
komiksu. Wiele koncepcji powstałych podczas przygotowywania
adaptacji prozy Herberta autor przekuł bowiem w sukces serii
„Incal”, zrealizowanej ponownie we
współpracy z Moebiusem. Także i w tzw. „odpryskach” (ang.
spin-off) „Incala”, jak np. komiksowej serii o Metabaronach, pojawiają się zaczerpnięte z Diuny pomysły. Mamy tu chociażby
pomysł z przemianą krwi w nasienie, czy Mentreków, którzy są
niewątpliwie wzorowani na Mentatach z Diuny. Także projekty statków
z serii o Metabaronach są wręcz żywcem wzięte z prac
koncepcyjnych Foss'a, tworzonych na potrzeby niezrealizowanego filmu.
Z kolei w serii o Techokapłanach pojawia się monstrualnie otyła postać, poruszająca się jedynie z użyciem napędów anty-grawitacyjnych,
co jest niewątpliwie kopią Barona Harkonnena z Diuny.
Takie
nawiązania i zaczerpnięcia z niezrealizowanego projektu filmowego
można by w późniejszej twórczości Jodorowsky'ego mnożyć bez
końca. Omawiany film dokumentalny pokazuje też, że wiele
nowatorskich pomysłów które miał przy realizacji „Diuny”
Jodo, pojawiło się w takiej czy innej formie później w innych filmach SF. W Diunie miała być na przykład umieszczona scena walki Paula Atrydy z robotem treningowym, a sposób postrzegania otoczenia przez tą maszynę jest zaskakująco zbieżny z tym, jak
sportretował analizowanie otaczającego świata przez T-800 w „Terminatorze” Jamesa Camerona.
Kolejnym charakterystycznym ujęciem, które planował Jodorowsky była
długa, płynna jazda kamery poprzez kosmos od zarysu galaktyki, poprzez dryfujące
w niej gromady gwiazd aż do pojedynczej planety i konkretnego
miejsca na jej powierzchni. Dziwnym zrządzeniem, dokładnie takie
samo ujęcie otwiera film „Kontakt” (z 1997r.) w reżyserii Roberta
Zemeckisa. Omawiany film dokumentalny przytacza jeszcze wiele innych
podobnych przykładów, gdzie pomysły zaproponowane po raz pierwszy
przez Jodorowsky'ego, dedykowane do realizacji „Diuny”, pojawiły się w
późniejszych dekadach przy okazji realizacji filmów innych
autorów. Trudno powiedzieć, czy którykolwiek z tych twórców
świadomie sugerował się pomysłami chilijskiego reżysera. Faktem
jest jednak, że gdyby Chilijczykowi udało się zrealizować swój
film, niektóre z tzw. „kultowych” ujęć pojawiłyby się po raz
pierwszy na ekranie właśnie w jego filmie. Wygląda na to, że jego plastyczna wizja po prostu wyprzedziła swój czas...
Dokument
„Diuna Jodorowsky'ego” zdecydowanie skłania do przemyśleń. Co
by było, gdyby reżyserowi i jego ekipie jednak udało by się
zrealizować ten projekt? Czy byłby on naprawdę dziełem na które
się zapowiadał, czy tylko niezwykle kosztownym niewypałem? To
drugie wydaje mi się dziś znacznie mniej prawdopodobne. Mogło być
tak, że to właśnie „Diuna”, nie „Gwiezdne wojny”
otworzyłaby już we wrześniu 1975r. (bo na ten termin była planowana premiera filmu) drogę dla innych
wysokobudżetowych produkcji SF. Wydaje się, że byłoby to jednak
raczej kino skierowane do bardziej dojrzałego odbiorcy, w cięższych
klimatach niż produkcje z nurtu „Nowej przygody” zapoczątkowanego przez film Lucasa. Nie wiemy, i niestety nigdy nie
dowiemy się jak wyglądałaby historia kinematografii, gdyby
realizacja tego obrazu doszła do skutku... Sądzę, że dobrze się stało, że omawiany film
dokumentalny powstał teraz. Na kolejną okrągłą, czyli 50-tą
rocznicę, mogło by być już po prostu za późno. Co by nie mówić,
Jodorowsky ma dzisiaj 85 lat. Pomimo niesamowitej jasności umysłu i
sił życiowych jakie zdaje się posiadać artysta, za 10 lat ten
dokument mógłby już po prostu nie powstać i nie dowiedzielibyśmy się
wielu szczegółów o tym nigdy nie zrealizowanym projekcie filmowym. Co
ciekawe, realizacja dokumentu „Diuna Jodorowsky'ego” przyniosła też owoce w postaci odnowienia kontaktu pomiędzy reżyserem
a niedoszłym producentem „Diuny” - Michelem Seydoux. Dzięki temu
Jodorowsky zaczął kręcić swój pierwszy po 23 (!) latach film - „La
danza de la realidad” (Taniec rzeczywistości) na podstawie książki o tym samym tytule, autorstwa Jodo rzecz jasna.
Warto
też powiedzieć, że 10 lat po niezrealizowanej adaptacji planowanej
przez chilijskiego reżysera, proza Herberta została jednak
zekranizowana w 1984r. Z oryginalną adaptacją planowaną przez
Jodorowsky'ego i jego „duchowych wojowników” nie miała
oczywiście zupełnie nic wspólnego i ostatecznie okazała się
niezwykle kosztownym (jak na swoje czasy), przereklamowanym gniotem,
choć realizacji podjął się inny słynny reżyser – David Linch.
Smutne jest to, że ta adaptacja z 1984r. była ostateczny ciosem
dla projektu Jodorowsky'ego, który definitywnie przestał mieć szansę
na realizację swojej wizji. Po obejrzeniu tego dokumentu jest dla
mnie jasne, że to co stworzyłby chilijski reżyser i jego ekipa
byłoby znacznie bardziej ambitne, przemyślane i wizjonerskie niż
adaptacja wyreżyserowana przez Lincha. Może gdyby oryginalny
projekt wystartował kilka lat później, po sukcesie „Gwiezdnych
wojen” i rozpoczęciu boomu na filmy SF wizja Jodo miałaby
szanse realizacji, niestety to już tylko spekulacje... Aktualnie na
świecie istnieją podobno dwa egzemplarze tzw. „Księgi Diuny”,
zbierającej wszystkie projekty (kostiumów, miejsc, pojazdów itd.)
a przede wszystkim przedstawiającej w postaci storyboard'ów, scena
po scenie, jak miał być zrealizowany film? Chciałbym aby te
storyboard'y zostały kiedyś opublikowane, chciałbym się z nimi
zapoznać i samodzielnie móc zobaczyć całościową wizję tego „co
autor miał na myśli”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz